piątek, 14 lutego 2014

Against The Fate #3

   Mijał drugi tydzień, kiedy dziewczyna leżała nieprzytomna... Jedynym plusem tej sytuacji był fakt, że Jack mógł zostać w gospodzie dopóki ranna nie wyzdrowieje. Dostawał więc darmowe posiłki i wygodne posłanie. Jednak coś w jego sercu dręczyło go okropnie, za każdym razem gdy patrzył na śpiącą dziewczynkę z urodą anioła, jego ciało przeszywał nieuzasadniony, bolesny dreszcz.
   Rany powoli zaczęły znikać z ciała rannej, pozostawiając po sobie okropne blizny. Jack codziennie zmieniał jej opatrunek, patrząc z powagą na niektóre nadal krwawiące blizny. Wyglądały paskudnie, dlaczego, więc czuł... satysfakcje? Nie umiał dokładnie nazwać tego uczucia. Wiedział, że nie powinien tak myśleć. Jakby jego drugie, zapomniane "ja" schowane głęboko w sercu cieszyło się z jej nieszczęścia. Próbował rozwiać te myśli, jednak gdy tylko skupiał się na wiązaniu następnych bandaży znowu jego serce przeszywał ból. Była to dla Jack bardzo trudna sytuacja, jednak nie mógł opuścić dziewczyny, co pomyślał by gospodarz?
   Dziesiątego dnia wreszcie stało się coś szczęśliwego! Młoda dziewczyna otworzyła swe piękne oczy. Pierwszymi słowami, które wypowiedziała było słabe "Pić...". Jack natychmiast zerwał się z krzesła, które stało przy łóżku. Popatrzył na słabe, lśniące oczy dziewczyny. Następnie wybiegł z pokoju.

- Obudziła się!- krzyknął od progu do gospodarza stojącego za ladą.

Zdziwiony właściciel wyprostował się i z wrażenia omal nie wypuścił z ręki szklanki.

- Cudowne wieści!- odkrzyknął- Tylko... Co teraz?
- Chcę jej się pić!- Jack podszedł spokojnie do lady- Nalej szklankę wody.
- I jak się czuję? - zapytał gospodarz wlewając wodę do przezroczystej szklanki.
- Jeszcze nie wiem...- odpowiedział chłopak- Jak na razie dowiedziałem się tylko, że jest spragniona.

Nagle poczuł się słabo, jakby ktoś odebrał mu wszystkie siły. Oparł się o najbliższy stół. Nie dał jednak poznać tego po sobie. Wziął kubek i obrócił się w stronę pokoju dziewczyny. Powlókł powoli nogami i z trudem dotarł do drzwi. Wszedł zakluczył drzwi i obrócił się w stronę łóżka. Ranna, jakby nagle odzyskała część swoich sił, siedziała na łóżku opierając się o poduszkę. Jack podszedł, podał jej wodę i ciężko opadł na krzesło. Dziewczyna wzięła łyka wody.

- Mmmm...-przełknęła- Nie było mleka?

"Maruda" pomyślał Jack, nie odpowiadając na jej pytanie. Przyjrzał jej się uważnie. Jej twarz nabrała rumieńców, wyglądała wesoło. Gdy dziewczyna zorientowała się, że chłopak na nią patrzy uśmiechnęła się do niego lekko, po czym odwróciła wzrok.

- Jak masz na imię?- zapytał Jack
- Imię?- zastanowiła się dziewczyna- N-Nie pamiętam!- zaczęła panikować- Nie pamiętam kim jestem!
 - Spokojnie...- odpowiedział bez emocji Jack- Na pewno sobie prędzej, czy później przypomnisz. Mogę się do Ciebie zwracać Nathalie?
- Nathalie? Ładnie.- uśmiechnęła się- Skąd taki pomysł na imię dla mnie?
- Tak wyszło- odpowiedział chłopak.
   Gospodarz pozwolił zostać tej dwójce u siebie dopóki dziewczyna nie odzyska pełni sił. Od tego czasu dni Jacka mijały weselej w towarzystwie Nathalie. Czyżby pierwszy raz obdarzył kogoś zaufaniem?

poniedziałek, 3 lutego 2014

Against the Fate #2

   "Czy to sen?" Pomyślał Jack, patrząc z przerażeniem na nieruchomą sylwetkę dziewczyny. Jest stan wyglądał bardzo poważnie. Z czasem czerwona krew, którą poplamiona była sukienka zaczęła zastygać, zmieniać swój kolor na ciemniejszy. Chłopak stał tak, wpatrując się, jakby upewniając się czy to wszystko jest prawdą. Nie wiedział co zrobić. Chciał jej jakoś pomóc, jednak coś przeszkadzało mu w tym... Coś nie chciało, aby wyciągnął do niej pomocną dłoń. Klęknął przed leżącym na ziemi ciałem. W środku toczył walkę z nie znaną mu siłą. Pomóc jej czy nie pomagać?
   W tej chwili dziewczyna otworzyła swoje piękne, błękitne oczy i zaraz z powrotem je zamknęła... To przeważyło argumenty. Jack natychmiast wstał i delikatnie wziął ją na barana, uważając, aby nie poruszyć żadną strzałą, wbitą w delikatne ciało. Była zimna... całe ciepło uleciało przez jej liczne, otwarte rany. Chłopak skierował się w stronę najbliższej wioski, gdzie często bywał, aby kupić jedzenie.
   Gdy szli przez lasek, znajdujący się koła pola, na którym leżała ranna, dziewczyna wyszeptała cichutko, ostatnimi siłami dwa malutkie słówka. "To boli..." Jack natychmiast przyśpieszył kroku. Chociaż dziewczyna była lekka jak piórko, ciężko było mu iść. Wewnątrz czuł, że nie powinien jej pomagać... że robi... źle. Ta myśl kłuła go w serce, nie potrafił wytrzymać tego doskwierającego bólu. Jednak gdy przypomniał sobie, te niebieskie oczy, które za niedługo mogą umrzeć, jeszcze bardziej przyśpieszał kroku. Dlaczego pomaganie ludziom jest złe?
   Wreszcie dotarł do małej wioski. Nie było tam szpitala, ani lekarza. Co najwyżej mógł wziąć pokój w małej gospodzie. Gdy wszedł do środka, z ranną dziewczyną na plecach, zapanował chaos. Ludzie bez słowa zaczęli torować mu przejście do najbliższego wolnego pokoju z łóżkiem. Delikatnie ułożył ją na miękkiej pościeli.

-Szybko wezwijcie jakiegoś doktora.- krzyknął do tłumu gapiów, którzy stali przed drzwiami pokoju.
-Już jedzie.- odezwał się gospodarz i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz, aby nikt więcej tu nie wchodził.

Dokładnie przyjrzał się dziewczynce, w jego oczach można było dostrzec łzy.

-Gdzieś ty ją znalazł?- zapytał Jacka- Jest taka... piękna.

Jack obejrzał się na niego speszony.

-Leżała na polu, gdzie rozgrywają się bitwy.-odpowiedział niechętnie.
-Dobrze... Zajmij się nią więc, a ja pójdę uspokoić ten szalejący tłum, zanim rozniosą mi gospodę.- powiedział gospodarz, widząc, że Jack nie jest zbyt rozmowny- Gdy przyjedzie lekarz, odeśle go do Ciebie.

Wyszedł z pokoju, krzycząc na ludzi, aby się rozsunęli. Jack z powrotem zakluczył za nim drzwi.
   Gdy przyjechał lekarz, dokładnie opatrzył ranną dziewczynę. Jej stan był poważny, jednak nic nie zagrażało już jej życiu. Teraz spała całymi dniami, na tym niewygodnym, tanim łóżku, a Jack czuwał nad nią dzień i noc, zapisując wszystko w swoim pamiętniku.